Z potrzeby urozmaicenia sobie szycia – bo ostatnio tylko dekoracje świąteczne powstają – uszyłam poduszkę dla wielkiej miłośniczki kotów :). Szycie poszło szybko, wystarczył kształt głowy kota, trochę haftowania i przyszycie oczek. Za to wypełnianie tej poduszki okazało się wyzwaniem. Postanowiłam zrobić wypełnienie z kulki styropianowej czy jak to się tam nazywa… małe, wściekle rozsypujące się kuleczki, elektryzujące się i przyczepiające do wszystkiego dokoła. Zabrałam się za to w nocy, kiedy dzieciaki smacznie spały. Dobrze, że nikt nie widział mojego pokoju po tej operacji… Naprawdę starałam się być ostrożna przy wypełnianiu poduszki (a robiłam to pierwszy raz) i tak skończyło się na wielkim odkurzaniu – oczywiście rano :) domownikom i sąsiadom pozwoliłam spokojnie spać. Zamknęłam pokój żeby te kulki nie wypełzły przez drzwi i zadowolona z efektu (z poduszki) położyłam się do łóżka starając się o tych złośliwych kuleczkach nie myśleć.
Poduszka dzięki temu wypełnieniu jest mięciutka, kuleczki przesuwają się w środku i trudno zrobić zdjęcia tak, żeby głowa kota „trzymała” kształt. Dodatkowo w trakcie poduszkowej sesji do pokoju wkroczył mój synek – lat jeden i pół. Wskoczył ze swoimi resorakami na łózko gdzie akurat poduszka się fotografowała i kota zaczął tarmosić. Pomyślałam zatem, że go wykorzystam i sesja będzie z dzieckiem ale spróbujecie takiego malucha namówić do współpracy … ciężko było, robił co chciał, a zdjęcia z tego wyszły takie:
Wkrótce czeka mnie szycie drugiej kociej poduchy, córka od razu też „zachciała” i nawet już sobie wybrała materiał, z którego ma powstać kot. Obiecałam, że po świętach się za to zabiorę. Cały czas kombinuję jak te kuleczki okiełznać i żeby za drugim razem tyle bałaganu nie było…
Pozdrawiam bardzo wiosennie!